Ponieważ liczba użytkowników Firefoksa spada, Mozilla szuka nowych źródeł przychodów
Pełny obraz: Firefox to fantastyczna przeglądarka internetowa. Jest szybka, wydajna i skoncentrowana na prywatności dzięki obsłudze szerokiej gamy wtyczek zewnętrznych i własnych, które ulepszają różne funkcje lub całkowicie dodają nowe. Jednak w miarę jak przeglądarka Google Chrome nadal dominuje w świecie przeglądarek i odcina już i tak ograniczony udział w rynku Firefoksa, Fundacja Mozilla znalazła się na rozdrożu.
Według nowego raportu Wired Firefox obsługuje zaledwie cztery procent użytkowników przeglądarek internetowych, co jest dalekie od dwudziestu procent, którymi chwalił się ponad dekadę temu. Chociaż Firefox jest nadal szybki i stanowi doskonałą opcję dla każdego, komu zależy na zminimalizowaniu swojego cyfrowego śladu, oczywiste jest, że po prostu nie może przewyższyć Chrome (i przeglądarek opartych na Chromium) pod względem liczby użytkowników.
Wraz ze spadkiem udziału Firefoksa w rynku spadają również jego przychody i liczba pracowników. A możliwość powrotu do zdrowia wydaje się coraz mniej prawdopodobna: byli pracownicy Mozilli, którzy rozmawiali z Wired, uważają, że organizacja już przegrała wojnę z przeglądarkami i ma niewielkie szanse na odzyskanie dawnego udziału w rynku.
Trudno powiedzieć, czy tak jest naprawdę, czy nie. Lubię używać Firefoksa i uważam, że jest lepszy od Edge, Chrome i Opery do moich celów. Ale najwyraźniej większość internautów uważa inaczej, a może po prostu ostatnio nie rozważała zmiany. Tak czy inaczej, trudno ich winić.
Chrome jest (ogólnie) stabilny i otrzymuje częste aktualizacje funkcji, które poprawiają (lub próbują ulepszyć) wygodę użytkownika końcowego. Wyobraź sobie, że jesteś przypadkowym użytkownikiem Internetu: wszystko, czego potrzebujesz, to przyjazna dla użytkownika przeglądarka, która może uzyskiwać dostęp do ulubionych stron internetowych bez zatrzymywania komputera. Chrome to odpowiednia opcja. Korzysta z niej również większość Twoich znajomych, którzy mogą pomóc w rozwiązywaniu problemów lub lokalizowaniu określonych funkcji.
W jaki sposób Firefox może przezwyciężyć tego rodzaju dominację i pocztę pantoflową? Nie jest to niemożliwe, ale jasne jest, że Mozilla kładzie ostatnio mniejszy nacisk na próby obalenia imperium Chrome. Rzeczywiście, trudne realia sytuacji zmusiły Mozillę do rozważenia nowych źródeł dochodów, aby utrzymać się na powierzchni i kontynuować swoją misję.
W tej chwili jednym z głównych źródeł przychodów jest trwająca umowa marketingowa, którą Mozilla honoruje z Google. Chociaż firmy te są przeciwieństwami pod wieloma względami, osiągnęły swego rodzaju kompromis, który zapewnia dawne wysokie tantiemy za uczynienie Google domyślną wyszukiwarką w Firefoksie. Według Wired, ta umowa jest warta około 400 milionów dolarów rocznie i stanowi zdecydowaną większość całkowitych przychodów Mozilli.
Oczywiście jest to niepewna sytuacja dla Fundacji. Poleganie na łasce konkurencji, aby przetrwać, nie jest zrównoważonym modelem biznesowym, zwłaszcza że liczba twoich użytkowników wciąż spada (co sprawia, że twój produkt jest mniej warty transakcji na początku ). W związku z tym Mozilla próbowała stworzyć nowe płatne produkty i usługi, aby zmniejszyć swoją zależność od Google.
Mozilla VPN to pierwszy prawdziwy przełom Fundacji w usłudze generującej dochody, która kosztuje 10 USD miesięcznie. VPN oferuje szyfrowanie danych na poziomie urządzenia, 30-dniową gwarancję zwrotu pieniędzy i surową politykę „brak logów”, a wszystko to dobrze wpisuje się w misję Mozilli. Ale czy to wystarczy, by Fundacja zerwała współpracę z Google? Prawdopodobnie jeszcze nie lub w najbliższym czasie, ale z pewnością pomaga: Wired twierdzi, że nowe produkty mogą stanowić 14 procent przychodów Mozilli w 2021 roku.
Nie korzystałem z VPN i nie zamierzam tego robić w najbliższym czasie, ale dla dobra wszystkich użytkowników Internetu mamy nadzieję, że Mozilli uda się ustabilizować i rozwijać; czy to dzięki usługom takim jak VPN, czy nawet cudownemu wzrostowi udziału w rynku. Konkurencja ma kluczowe znaczenie dla zdrowego rynku i nikt nie odnosi korzyści — a już na pewno nie konsumenci — jeśli jeden z największych rzeczników cyfrowej prywatności rozpada się w proch.
Kredyt główny: Michael Vi